
Muszę się Wam do czegoś przyznać. Czasami pod koniec tworzenia... trzęsą mi się dłonie :) sama nie wiem, dlaczego. Prace, z których jestem wyjątkowo zadowolona, chyba po prostu wywołują u mnie dziwną euforię i nerwy zarazem, bo przecież strach zniszczyć takie dzieło! Jedną z takich prac - bardzo w moim guście - są poniższe kolczyki, zdjęcia absolutnie nie oddają ich uroku. Smukłe, długie (porównajcie ostatnie sutaszowe sztyfty), wyszczuplające twarz, a do tego w mojej ulubionej kolorystyce! Złoto, miedź, brąz i aż osiem (!) kryształów Swarovskiego nadają kolczykom niezmiernie ekskluzywnego charakteru. Karnawał, opera, czerwony dywan... Tak, to chyba idealne okoliczności dla tej pracy.

0 komentarze:
Prześlij komentarz